| Na początku lat 60. XX wieku na Haiti stacjonował ze swoim oddziałem pewien pułkownik marynarki USA. Razem z nim przebywała tam jego żona. Kiedy kilka lat później powrócili do Stanów, napisali książkę, w której krytykowali ówczesne rządy na Haiti. Kiedy wiadomości o książce przeniknęły do publicznej wiadomości, haitański dziennik opublikował artykuł, w którym napisano, że pułkownik wraz z żoną zostali rytualnie przeklęci przez kapłana voodoo. Pierwszy szkic książki zaginął na poczcie, kiedy autorzy wysłali go wydawcy. Drugi maszynopis zawędrował pod niewłaściwy adres. Podczas przepisywania książki po raz trzeci cały czas psuła się maszyna do pisania, w związku z czym przepisywanie ukończono z dużym opóźnieniem i w bardzo nerwowej atmosferze. Zaraz potem pułkownik złamał nogę. Dziennikarz, który zamierzał przeprowadzić wywiad z niefortunnymi autorami nie dotarł na miejsce, ponieważ w drodze dostał ataku wyrostka imusiał być hospitalizowany i operowany. Jakby tego było mało, niedługo potem pułkownika pogryzł pies, który nie był szczepiony przeciwko wściekliźnie, w związku z czym nieszczęsny pisarz musiał wziąć serię bardzo bolesnych zastrzyków. Aby udowodnić sobie i innym, że był to tylko niefortunny zbieg okoliczności, państwo pułkownikowie postanowili spędzić wakacje na Haiti. Niestety, kilka dni przed podróżą pułkownik zmarł na niespodziewany atak serca. Tak oto klątwa voodoo została ostatecznie spełniona |